Aktualności, Pellet w energetyce zawodowej

Producenci pelletu agro w słomianej pułapce?

Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że produkcja agropelletu będzie przedsięwzięciem opłacalnym, a energetyka będzie zawsze kupować to paliwo. Dzisiaj wielu wytwórców pelletu myśli o zmianie surowca ze słomy na odpady drzewne lub drewno. Skąd taka zmiana i czy można ją szybko wykonać?

Kiedy kilka lat temu elektrownie zaczęły spalać agropellet jako dodatek do miału węglowego, wielu producentom biomasy wydawało się, że będzie to idealny odbiorca. W przemysłowych kotłach palono ogromne ilości przetworzonej słomy. Dzięki temu do elektrowni trafiały dopłaty w postaci certyfikatów. Co się stało? W obrocie znalazło się zbyt dużo zielonych certyfikatów, a rząd latami na to nie reagował i nie wprowadzał instrumentów regulacyjnych, a w 2016 roku obniżył nawet obowiązek umarzania zielonych certyfikatów. Te straciły więc na wartości.
– Energetyka chcąc przywrócić rentowność wytwarzania energii OZE z biomasy, drastycznie obniżyła ceny zakupu surowca, często poniżej kosztów wytworzenia. Zakładanie przez rolników nowych plantacji energetycznych straciło sens ekonomiczny. Producenci pelletu ze słomy zaczęli popadać w kłopoty finansowe – tak Bogdan Warchoł, związany z branżą biomasy od niemal 20 lat, mówił wiele miesięcy temu.
A przecież produkcja czystej energii z biomasy była najprężniej rozwijającą się częścią rynku OZE w Polsce. Rolnicy zakładali plantacje energetyczne, powstawały pelleciarnie słomy. Inwestowano w maszyny do zbioru słomy, pozyskiwania biomasy z odpadów pozrębowych i  rekultywacji zarośniętych terenów rolnych. Energetyka dostosowywała kolejne kotły do współspalania, budowała nowe i chłonęła biomasę, jaka tylko była dostępna. Jednak w 2013 r. rozpoczęto nagonkę na to paliwo. Zaczęło się od skomplikowanych dokumentacji pochodzenia biomasy. Na domiar złego łatwiej było biomasę sprowadzać (było taniej, a dokumentacja pochodzenia była prostsza), niż kupić w kraju. Od 2014 r. import biomasy osiąga ok. 3 mln ton rocznie (łącznie agro ok. 2 mln i leśnej ok. 1 mln). Polskim rolnikom i producentom pelletu agro trudno było konkurować z importem. Gdzie popełniono błąd?
– Energetyka przemysłowa z reguły szła na skróty, nie szukając kontaktu z rolnikami i producentami biomasy. Wolała rozmawiać z pośrednikami i handlarzami – podkreśla Bogdan Warchoł.

Jak to wygląda dzisiaj? W zakładach produkujących agropellet zaczęto zwalniać pracowników, a większość  fabryk musiała wstrzymać produkcję.  – Prognozy są mało optymistyczne. Na ostatnim spotkaniu producentów agropelletu w Białymstoku przedstawiciele rządu stwierdzili, że branża nie ma co liczyć na szybkie wsparcie. Większości pelleciarni na słomę nie uda się przestawić na pellet z drewna. – To nie jest tylko kwestia nowych inwestycji w suszarnie i zmiany technologii, dostępności surowca i zbytu gotowego pelletu. Część zakładów powstała w oparciu o kredyty bądź środki z Unii Europejskiej. Są zatem zobowiązane do działalności przez kilka lat. Jeśli jej zaniechają, będą musiały oddać pieniądze – mówi Anna Klimow z firmy La Meccanica.
Produkujący agropellet desperacko szukają możliwości sprzedaży. Ich ostatnią deską ratunku jest eksport np. na ściółkę dla zwierząt (Holandia, Niemcy, Austria, Włochy), ale popyt jest bardzo mały, a koszty transportu ogromne. Bogdan Warchoł, który na początku kwietnia rozmawiał o kondycji branży agropelletu z senatorami, uważa, że jest gorzej niż kilka miesięcy temu. – Po raz kolejny usłyszałem, że nie mamy co liczyć na wsparcie – mówi.

Słomą w smog?

Tymczasem agropellet mógłby częściowo ułatwić rozwiązanie problemu smogu w Polsce. Z analiz Instytutu Energetyki Odnawialnej wynika, że kotły na pellet ze słomy mogłyby zastąpić kilkaset tysięcy pieców węglowych (a agropellet jest znacznie tańszy od drzewnego). Bo dlaczego należy spalać biomasę? Chodzi o redukcję dwutlenku węgla i innych gazów szkodzących atmosferze, a zatem i mieszkańcom ziemi. Do 2020 r. Polska musi wyprodukować 20 proc. energii z odnawialnych źródeł energii. Jeśli tej normy nie spełnimy, zapłacimy kary.

Pellet drzewny – zainteresowanie rośnie

A może ratunkiem dla pozostałych wytwórców pelletu ze słomy jest przestawienie produkcji na drewno?
– To dla wielu osób jedyna nadzieja. Ale to nie będzie proste, bo rynek surowca jest trudny – mówi Bogdan Warchoł.
Dla wielu przedsiębiorców przeszkodą może okazać się sama lokalizacja ich firmy. Obecnie nowe linie do produkcji pelletu z drewna powstają przede wszystkim tam, gdzie jest dużo tartaków, a nie dużo słomy. Dzięki temu ogranicza się koszty transportu. Żeby wyprodukować dobrej jakości pellet z drewna, potrzebne są czyste trociny. Ktoś zapyta: czyste, czyli jakie? Nie mogą być z dodatkiem kory czy piasku. W przeciwnym razie po spaleniu będzie dużo popiołu. Za taki wyselekcjonowany surowiec tartaki każą sobie słono płacić. A Europa chce tylko certyfikowanego pelletu o zawartości  0,3 – 0,7 proc. popiołu. Niemca bądź Włocha może i stać na drogi produkt. W Polsce będzie trudno go sprzedać.

Sama wymiana urządzeń pozwalających produkować pellet z drewna zamiast pelletu ze słomy nie jest łatwa, wymaga inwestycji (3-6 mln zł w zależności od wielkości zakładu) i poprawienia jakości produkowanego paliwa (pellet musi być dobrze sprasowany).  Decydując się na przestawienie produkcji, w pierwszej kolejności trzeba mieć linię suszącą. Gdyby fabryka nastawiła się wyłącznie na produkcję z trocin, to po przeregulowaniu urządzeń, zbudowaniu placów składowych dla trocin, wymianie matryc i zakupieniu linii do pakowania można by zacząć produkcję z drewna. Co bardziej wtajemniczeni twierdzą, że nie jest łatwo dostosować linię do produkcji agropelletu do produkcji pelletu z drewna, bo urządzenia nie czekają na kupca na półce, a technologia jednak się różni. Muszą natomiast być dostosowane i do surowca, i do pozostałych maszyn.

Zainteresowanie sprzętem do produkcji pelletu z drewna jest jednak tak duże, że na maszyny trzeba czekać po kilka miesięcy. Samo ich zainstalowanie też zajmie ok. miesiąca. Jednak jeśli wszyscy przejdą na produkcje pelletu z drewna, to surowca z pewnością zabraknie i znowu będą kolejne spektakularne bankructwa. Zatem rozsądek w decyzjach o zmianach i o inwestycjach w pierwszej kolejności. Co zatem pozostaje? Można kupić upadły zakład pelletu. Właściciel obiektu w zachodniopomorskim żądał za pelleciarnię 3,9 mln zł. Ogłoszenie pojawiło się w Internecie na początku kwietnia. Jednak czy zakład da się uruchomić? I pytanie: skąd wziąć na to pieniądze? – Rozmowy z bankami są coraz trudniejsze – zgodnie mówią przedstawiciele branży.

Aukcja coraz bliżej

Jeśli jest jeszcze nadzieja, to wiąże się z aukcją na dostawy energii z OZE, które pozwolą funkcjonować branży z dala od nieprzewidywalnego mechanizmu działania zielonych certyfikatów. Dzisiaj to ich cena w największym stopniu wpływa na opłacalność spalania biomasy. Wystarczy wspomnieć poziom cen certyfikatów sprzed roku, kilku miesięcy i dzisiaj. Różnice są ogromne – od 250 zł do 30 zł. Obecne spadki cen to absolutny rekord. W takim kontekście, biorąc pod uwagę wszystkie koszty dostaw, spalanie biomasy stoi pod dużym znakiem zapytania. Niestety, wciąż otwarte pozostaje pytanie: jak przygotować się do systemu aukcyjnego, nie znając ceny paliwa? Bez możliwości oszacowania kosztów biomasy w dłuższej perspektywie nie sposób myśleć o jej kontraktowaniu.
I tu największym kłopotem jest brak rozporządzeń do ustawy OZE, które regulowałyby szczegółowo kwestie „biomasy lokalnej” i „drewna energetycznego”. Pytanie, jak skalkulować cenę biomasy lokalnej, jeśli dzisiaj nie wiadomo, jaki ma być jej udział w całości spalanej biomasy? Branża stoi przed startem systemu aukcyjnego i nie ma zbyt wielu danych. Gdyby aukcje ruszyły za kilka dni, to okazałoby się, że nie są znane podstawowe parametry paliwa. Obecnie jest wiosna, a nie wiedząc, kiedy wejdą rozporządzenia, ciężko planować ruchy pod kątem jesiennych dostaw. Już teraz powinien pojawić się sygnał, czy branża musi zacząć produkować biomasę lokalną – w tym agropellet – czy też nie.

Autor: Robert Domżał

Zdjęcia: 123rf

Powiązane wpisy