Zmiany w przepisach dotyczących wymogów wobec kotłów na paliwa stałe mają być głównym orężem rządu w walce z zanieczyszczanym powietrzem w Polsce i zjawiskiem niskiej emisji. Ministerstwo Rozwoju od lutego 2017 r. pracuje nad rozporządzeniem, które do użytku mają dopuszczać wyłącznie kotły o 5. klasie emisji. Chodzi o urządzenia do 500 kW. Nowe zasady miały wejść w życie przed tegorocznym sezonem grzewczym.
Przypomnijmy: nowe restrykcje mają dotyczyć kotłów o mocy nie większej niż 500 kW, czyli takich, jakie stosowane są w gospodarstwach domowych. Ponadto urzędnicy zapowiadają wsparcie dla gospodarstw domowych, w których wymieniane będą urządzenia grzewcze. Jednak kierowane ono będzie przede wszystkim do osób najuboższych. Będą mogły liczyć na wsparcie do 80 proc. kosztów przy wcześniejszej termomodernizacji. Jak to ujęte zostało przez KERM – przewiduje się „włączenie służb opieki społecznej w działania na rzecz wsparcia wymiany kotłów oraz termomodernizacji budynków osób ubogich, w sposób uwzględniający poziom generowanych zanieczyszczeń i zapewnienie środków na niezbędne koszty eksploatacji”.
Co ważne, podobno Rada Ministrów, tworząc odpowiedni program, zakłada także kontrolę tych, którzy mogą sobie pozwolić na korzystanie z lepszych materiałów opałowych, czy rzeczywiście stosują dobre praktyki. Na razie bez konkretnej odpowiedzi pozostaje pytanie, kto miałby te kontrole przeprowadzać, skoro w wielu miejscowościach nie funkcjonuje straż miejska?
Kotły tylko na piątkę i co dalej?
Jaki wpływ mogą mieć te działania na rynek producentów kotłów? Wydawać by się mogło, że przedsiębiorcy tego sektora będą zacierać ręce i przyklaskiwać działaniom rządu. Jadwiga Emilewicz przewiduje, że wsparcie finansowe dla gospodarstw domowych zdynamizuje rynek kotłów – więcej osób postawi na jakość i kupować będzie kotły 5. klasy. Rosnący dzięki temu popyt wpłynąć miałby na obniżenie cen tych urządzeń. Wówczas dostępne byłyby dla jeszcze szerszej grupy odbiorców. Producenci kotłów podchodzą do tych przewidywań mniej optymistycznie. Wskazują po pierwsze na to, że certyfikacja jest kosztowna, zwłaszcza dla mniejszych producentów. Dla wielu z nich to, co nowe, a więc przepisy dotyczące norm, oznaczać może koniec funkcjonowania na rynku.
– Obawy mniejszych firm są jak najbardziej podstawne, ale nie do końca zrozumiałe. Chyba wszyscy z tej branży wiedzieli, że prędzej czy później wejdą w życie przepisy wprowadzające standardy emisyjne dla kotłów dopuszczonych do sprzedaży. Wiodące polskie firmy kotlarskie przygotowały się. Wielomilionowe inwestycje w nowoczesne technologie produkcji, jak widać, opłaciły się – podkreśla Krzysztof Trzopek, prezes Platformy Producentów Urządzeń Grzewczych na Paliwa Stałe (PPUGPS). – Natomiast małe firmy, które nie zauważyły lub nie chciały zauważyć nadchodzących zmian, stoją przed dylematem szybkiego dostosowania się do rzeczywistości, zmiany branży lub w ostateczności likwidacji. Oczywiście trzymamy kciuki za każdego z tych producentów. Nie oszukujmy się jednak. Likwidacje małych, „garażowych” firm, które nigdy nie wykonywały np. kosztownych badań swoich kotłów w akredytowanych laboratoriach, będą niestety nieuniknione.
A takich firm na polskim rynku jest sporo, bo spore wciąż jest zainteresowanie kotłami niższych klas. – Kotły te stanowią wciąż ponad 40 proc. naszych sprzedaży w sektorze klientów indywidualnych. Zakazanie ich produkcji na pewno wpłynie na rynek kotłów grzewczych na paliwa stałe, dywersyfikując dostępną gamę produktów spełniających normy klasy 5., jednakże na obniżenie cen tego typu produktów, bądź tworzenie nowych urządzeń w celu rozszerzenia oferty, będą mogli pozwolić sobie tylko najwięksi potentaci rynku kotłów grzewczych na paliwa stałe – mówi Dariusz Nocoń, prezes P.W. Budmet. – Mniejsze przedsiębiorstwa zwyczajnie nie mają środków na tego typu działania, więc aby miały szanse utrzymać się na polskim rynku, powinny otrzymać wsparcie od rządu z tytułu zakupu nowych urządzeń czy wdrażania nowych produktów. W innym przypadku zmiany te odbiją się na mikro- i małych przedsiębiorstwach w branży, które nie będą miały szans utrzymać się na rynku.
Na razie o wsparciu dla małych kotlarzy nie było mowy. Dyskusyjna jest też sprawa ceny kotłów 5. klasy. Koszty certyfikacji nie zmniejszą się, więc ich cena wiele spaść nie może. Skoro to kotły wysokiej jakości, to i cena musi być odpowiednia do poniesionych przez producenta kosztów. – Wiceminister rozwoju, nie mówi niczego nowego w kwestii najtańszych urządzeń. Zapomina jednak, że każdy producent kotłów zobowiązany jest do przeprowadzenia certyfikacji swoich urządzeń w celu uzyskania klasy 5. To kosztuje, więc nie wpływa na obniżenie cen urządzeń – zauważa Mirosław Olszewski, regionalny kierownik sprzedaży PELLASX Sp. z o.o. Sp. k.
Zapytani przez „Magazyn Biomasa” przedstawiciele małych firm i producenci kotłów niższych klas podkreślają, że ich głównymi odbiorcami są osoby niżej uposażone, zainteresowane właśnie kotłami tanimi. Dodają też, że wymiana kotła to tylko część modernizacji, na jaki składać się powinny m.in. ocieplenie domu czy wymiana instalacji. Koszty modernizacji takich budynków są nie do udźwignięcia dla rodzin, które mają ograniczone dochody. A właśnie przeprowadzeniem modernizacji rząd warunkuje otrzymanie wsparcia na wymianę kotła…
Trzeba przebudować pół Polski
Modernizacji podlegać też mają komunalne systemy grzewcze. Miejscy włodarze będą musieli podejmować decyzje, czy w elektrociepłowniach nadal stawiać na węgiel, skorzystać z bardziej nowoczesnego, choć droższego paliwa jakim jest gaz, czy też postawić na ekopaliwa, np. pochodzenia drzewnego. Konieczne są rozbudowy sieci ciepłowniczych tak, by jak najwięcej budynków można było do nich podłączyć. Działań, które wspomóc mają walkę ze smogiem, jest bez liku. Na szczęście, przynajmniej na razie, nie brakuje środków. NFOŚiGW przeznaczył 116 mln zł na działania antysmogowe w 2017 r. w ramach programu Region. Nabór wniosków ruszył 1 lutego 2017 roku. Program przewiduje szczególne preferencje na działania przyczyniające się do poprawy jakości powietrza. Środki będzie można uzyskać m.in. na rozwój odnawialnych źródeł energii czy podniesienie efektywności energetycznej budynków. Ale nie na nowe piece.
O finansowe wsparcie dla mieszkańców – beneficjentów indywidualnych – przy realizacji tego zadania troszczą się głównie samorządy. Część z nich robi to od lat w ramach różnych programów. Jako przykład wskazać należy Kraków, który jeszcze do niedawna dzięki programowi Kawka dofinansowywał taką inwestycję w 100 proc., jednak teraz to dofinansowanie spadło do 80 proc. Są gminy, których budżety stać jedynie na 75 czy 50 proc. dofinansowanie. W większości kwota jest ograniczona np. do 1000 czy 1500 złotych. O specjalnym systemie wsparcia myśli też Ministerstwo Energii i planuje wesprzeć tych, którzy postawią na energię elektryczną. Te przykłady wskazują, że „teren” wyprzedza rząd.
Podobnie jest ze stanowieniem prawa. Kiedy rząd i KERM dopracowują założenia Programu „Czyste powietrze” – Małopolska ogłasza, że ma już swoją własną uchwałę w tej sprawie, przyjętą jednogłośnie przez wszystkich radnych sejmiku województwa, która obowiązywać ma od lipca 2017 r. Za nią idą Śląsk i Mazowsze. – Uchwała antysmogowa powstanie jeszcze w tym roku – informuje marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik. Zauważa jednak, że sam dokument nie rozwiąże problemu. – Pilnie potrzebne są rozwiązania systemowe ze strony rządu, dalsze zaangażowanie samorządów, ale i samych mieszkańców – dodaje. Do połowy lutego mazowieckie samorządy mają przekazać ankiety dotyczące działań podejmowanych na ich terenie w celu ochrony powietrza. Trwa też inwentaryzacja urządzeń grzewczych m.in. wykorzystujących węgiel.
Trwa pospolite ruszenie w walce ze smogiem, do którego, jak widać, stanęli obok działaczy Polskiego Alarmu Smogowego także rząd, urzędnicy, samorządowcy i producenci urządzeń grzewczych. Dołączyć jeszcze musi obywatel.
Autor: Beata Klimczak
Zdjęcie: propellets.at